Uff,
jak ciężko czasem znaleźć chwilę, żeby zasiąść w samotności przed
komputerem i spróbować sklecić coś sensownego. Chwilę znalazłam, więc
próbuję.
(The chemistry of death)
Simon Beckett
Przekład Jan Kraśko
Wydawnictwo AMBER
Warszawa 2011
Str. 332
ISBN 978-83-241-4081-7
Moja ocena 4,5/6
Mam już za sobą całe stosy
rozwiązanych zagadek kryminalnych, wykrytych przestępców, sytuacji, z których
bohaterowie ledwo uchodzą z życiem, a mimo to tego napięcia ciągle mi mało.
Dlatego sięgam po kolejne książki z gatunku kryminałów czy thrillerów. I w
każdej z nich poszukuję czegoś nowego, oryginalnych pomysłów, elementu
zaskoczenia.
Jakiś czas temu usłyszałam o „Chemii
śmierci” Simona Becketta. Już sam tytuł przyciągnął moją uwagę, a po zapoznaniu
się z opisem, nie mogłam nie skorzystać z kolejnej obiecującej przygody ze
zbrodnią w tle.
„Ciało
ludzkie zaczyna się rozkładać cztery minuty po śmierci. Coś co kiedyś było
siedliskiem życia, przechodzi teraz ostatnią metamorfozę.”
Ta metamorfoza nie miała żadnych
tajemnic dla antropologa sądowego Davida Huntera. Z martwych ciał potrafił
„wyczytać” historię ich życia i śmierci. Jednak pewnego dnia doktora Huntera
spotkała osobista tragedia, która zmieniła wszystko. Dotychczasowa praca stała
się nieznośna, kosztowała go zbyt wiele cierpienia. Postanowił od tej pory
pomagać żywym.
W ten sposób David został asystentem
lekarza w niewielkim Manham. I kiedy już myślał, że odetnie się od przeszłości,
miejscowa policja zwraca się do niego z prośbą o pomoc, przy ustaleniu
tożsamości znalezionych w lesie ludzkich szczątków. Po krótkim wahaniu
mężczyzna zgadza się przeprowadzić badania zwłok. Wkrótce sytuacja staje się
coraz bardziej napięta. Ofiar przybywa, a wszystkie przypadki wydają się
wskazywać jednego sprawcę. Czy w niewielkiej społeczności Manham grasuje
seryjny morderca? Wśród mieszkańców miasteczka rodzą się napięcia i
podejrzliwości.
„Chemia śmierci” to zdecydowanie
godny polecenia thriller, w którym autor łączy wartką akcję, napięcie
trzymające do samego końca oraz... dość dokładne opisy z zakresu przemian i
procesów zachodzących w ludzkim ciele po śmierci. Przyznam szczerze, że chociaż
do osób specjalnie wrażliwych nie należę, już pierwsze strony lekko
przytłoczyły mnie szczegółami. Jednak z każdym następnym akapitem wciągałam się
coraz bardziej i z wypiekami na twarzy śledziłam bieg wydarzeń.
„Chemię śmierci” śmiało mogę zaliczyć
do udanych pozycji, na których się nie zawiodłam, a ponadto, co trochę mnie
samą zadziwiło, odkryłam jak fascynujące może być coś takiego jak proces rozkładu
ciała. Brrr;)
Wyzwania: Historia z trupem
Ja bardzo lubię książki Becketta, przede mną ostatnia część z tej serii :)
OdpowiedzUsuńTeż się wciągnęłam, kolejne dwie już czekają na swoją kolej.
UsuńDobrze, że tylko w 1 tomie David mieszka w Manham, ta mieścina mnie przerażała :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy czytasz Kinga, ale mnie bardziej przeraża jego Derry w stanie Maine. To jest dopiero nieszczęsna mieścina:)
UsuńCzytałam tylko Lśnienie, ale mam w rodzinie maniaczkę "Kingową" więc nadrobię :D
UsuńOsobiście na Beckett'a trafiłem stosunkowo niedawno. Ale muszę przyznać, że odczucia po przeczytaniu "Chemii śmierci" mam niemal identyczne. Książka zdecydowanie godna polecenia :)
OdpowiedzUsuńJa również dopiero co zapoznałam się z Beckettem a jestem już po czterech jego powieściach i jak do tej pory jest dobrze :)
Usuń