środa, 25 lutego 2015

"Do trzech razy Natalie" - Olga Rudnicka



„DO TRZECH RAZY NATALIE”

Olga Rudnicka
Cykl: "Natalii 5"
Wydawnictwo Prószyński i S-ka
2015
ISBN 9788379611225
Str. 384
Moja ocena 3,5/6 


Znacie już siostry Sucharskie? A może po raz pierwszy słyszycie o pięciu nietuzinkowych Nataliach? Krótkie przypomnienie, pięć kobiet, córki jednego ojca, bigamisty. Poznały się dopiero po jego śmierci i odziedziczyły po nim całkiem pokaźną sumkę pieniędzy oraz wielki dom. A czemu wszystkie zostały Nataliami? No cóż, celowy zabieg zapobiegliwego tatusia. Żeby się bynajmniej nie pomylić. Sprytnie, prawda? Dla rozróżnienia siostry postanowiły używać drugich imion lub skrótów, i tak Anna, Natalia, Nata, Magda i Natka polubiły się, zamieszkały wspólnie w Mechlinie, a ile przy tym się działo...

Jakiś czas później dziewczyny uwikłały się w kryminalną zagadkę, w której ofiarą był dobry znajomy ich ojca. Ponownie przeżywały czasem zabawne, czasem niebezpieczne perypetie. Tak było w „Natalii 5” oraz „Drugim przekręcie Natalii”.

I tak oto dobrnęliśmy do trzeciej części przygód Sucharskich. Tym razem siostry przeżywają miłosne perturbacje. W końcu postanawiają dać nauczkę swoim mężczyznom i nie informując ich o niczym wyjeżdżają na wakacje pozostawiając cały dom i dzieci na głowach drugich połówek. Oczywiście to Natalie Sucharskie, tak więc wczasy na pewno nie będą zwyczajne i spokojne. Problemy zaczynają się już na samym początku, bo jak tu w sezonie znaleźć pokój dla pięciu sióstr i to jeszcze o odpowiednim standardzie (a co, przecież je stać). Kiedy dziewczynom w końcu udaje się znaleźć kwaterę, wszystko wydaje się wracać do porządku. Nic bardziej mylnego. Nata potrzebuje pomysłu na nową książkę. A jak lepiej szukać inspiracji, jeśli nie prowadząc prywatne śledztwo w sprawie morderstwa? Ofiarą jest młoda dziewczyna, na którą trzy młodsze Sucharskie natknęły się zupełnie przypadkiem w kawiarni. A sprawcy zbrodni są zdeterminowani żeby odzyskać pewien kupon.

Kiedy czytałam pierwszą część serii o Nataliach, byłam zachwycona pomysłem autorki. Pięć kobiet o tym samym imieniu i nazwisku, a każda wyposażona w nietuzinkowy charakter, to musiało obfitować w sceny niczym z domu wariatów. Było zabawnie, a wplatając w to  całkiem sprawnie poprowadzoną zagadkę kryminalną, Rudnicka stworzyła ciekawą, oryginalną historię, a przy tym doskonałą lekturę na wakacje, dla odprężenia, na poprawę humoru.

Niestety w trzeciej części ten pomysł już mi się przejadł. Do tego fabuła opierała się głównie na narzekaniu sióstr, jakich to niedobrych mają tych chłopów. Wątek zbrodniczy oraz poszukiwanie prawdy przez siostry, nie był zbyt ciekawy. Przeciwnie, taki zupełnie nijaki i w moim odczuciu zmarginalizowany. Dopiero, może ostatnia, jedna czwarta powieści wciągnęła mnie nie powodując ziewania i przewracania oczami z myślami, „jakie to nudne/ przewidywalne/ irytujące/ zupełnie oderwane od rzeczywistości”.

Nie to żeby książka nie wywoływała żadnych emocji, przeciwnie. Osobiście ogromnie współczułam partnerom Natalii. Nie mieli chłopaki łatwego życia. Jak nie dorosłe (przynajmniej z założenia) partnerki, to nie mniej upierdliwe dzieciaki. A już postać Amelki niczym z koszmaru.

Sięgając po powieść Olgi Rudnickiej, którą naprawdę cenię za to, że w tak młodym wieku wydała już tyle bardzo dobrych książek, liczyłam na więcej niż ostatecznie dostałam. Być może mój negatywny odbiór „Do trzech razy Natalie” wynikał właśnie z tej wysoko postawionej poprzeczki? Zabrakło mi polotu i fantazji, z których słynie autorka. Nie ukrywam, że najbardziej ucieszyła mnie końcowa adnotacja Rudnickiej, że nie będzie już (przynajmniej w najbliższej przyszłości) kontynuacji „Natalii”. Czekam zatem na nowe przygody, nowych bohaterów i kolejne pomysły pani Olgi, których jej nie brakuje, co udowodniła chociażby poprzez „Fartowny pech”. A „Do trzech razy Natalie” polecam zainteresowanym, aczkolwiek radzę zacząć od pierwszej części żeby w ogóle zorientować się co i jak w temacie piszczy. Bo losy sióstr Sucharskich są poplątane niczym węzeł gordyjski, zawikłane jak labirynt Minotaura i wciągające jak trójkąt bermudzki :).

Poprzednie części:
"Natalii 5"
"Drugi przekręt Natalii"


Książka bierze udział w wyzwaniach:
Klucznik (Love story)
Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę 
"Historia z trupem"

sobota, 21 lutego 2015

"Millenium. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" - Stieg Larsson



"MILLENIUM. MĘŻCZYŹNI, KTÓRZY NIENAWIDZĄ KOBIET"
"Män som hatar kvinnor"
Cykl "Millenium"
Stieg Larsson
Przekład Beata Walczak - Larsson
Wydawnictwo Czarna Owca
2014
Str. część 1 - 350
część 2 - 386
Moja ocena: 5/6

Przemoc wobec kobiet jest wszechobecna. Przybiera różne formy. Morderstwa, gwałty, znęcanie fizyczne lub psychiczne nękanie. Czasem sprawa szybko wychodzi na światło dzienne. Bardzo często przemoc trwa latami w czterech ścianach domu, który powinien być przytulny i bezpieczny. Osoby postronne nie widzą lub nie chcą widzieć tego, co czasem ma miejsce po sąsiedzku, tuż za rogiem, w najbliższej okolicy. Ofiara nierzadko pozostawiona jest sama sobie, jej kat pozostaje bezkarny. To właśnie mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet stali się głównym motywem pierwszej części trylogii Stiega Larssona. 

Z trylogią " Millenium" po raz pierwszy spotkałam się trzy lata temu i wspominam to spotkanie jedynie pozytywnie. Niedawno miałam okazję powrócić do przygód dziennikarza Mikaela Blomkvista i ekscentrycznej researcherki Lisbeth Salander, dzięki mojej mamie, która zaprenumerowała książki z Czarnej Serii. Smakowite kąski pojawiły się na jej półce a ja postanowiłam na początek powrócić jeszcze raz do genialnej trylogii Larssona. Tym bardziej, że chodzą słuchy o kolejnej część, którą ma napisać kto inny. Cóż, Larssonowi byłoby trudno, zważywszy na fakt, że niestety już nie żyje. Ale przejdźmy do meritum.

Mikael Blomkvist, dziennikarz, współwłaściciel gazety "Millenium", zostaje oskarżony o zniesławienie bogatego przedsiębiorcy Wennerströma i skazany na kilka miesięcy więzienia. Blomkvist postanawia odsunąć się na jakiś czas od gazety, której jest współtwórcą, aby nie szkodzić jej opinii, która i tak została już mocno nadszarpnięta. 

Nie będzie mu jednak dane siedzieć bezczynnie. Wkrótce Blomkvist zostaje wynajęty przez miliardera Henrika Vangera do wyjaśnienia zagadki zaginięcia wnuczki jego brata, Harriet. Sprawa jest o tyle nietypowa, że miała miejsce czterdzieści lat temu. Henrik jest przekonany, że dziewczyna została zamordowana. Niewykluczone, że w jej tajemnicze zaginięcie zamieszany jest ktoś ze specyficznej rodziny Vangerów. Wabikiem na niezdecydowanego Blomkvista, mają być informacje dotyczące czarnych interesów Wennerströma, które mogą zniszczyć przedsiębiorcę. Po namyśle, Mikael zgadza się przyjąć ofertę Henrika. Pod pretekstem pisania książki o Vangerach przeprowadza się na wyspę należącą do rodziny i rozpoczyna nietypowe śledztwo. 

Po pewnym czasie dołącza do niego bardzo oryginalna pomocniczka. Liesbet Salander pracuje jako researcherka w biurze detektywistycznym. Jest najlepsza w swym fachu, nic się przed nią nie ukryje. A przy tym jest specyficzną osobą z niebanalnym wyglądem. To właśnie Liesbeth dokonała rozpoznania osoby Mikaela Blomvista na zlecenie Henrika Vangera. A teraz ona i dziennikarz połączą siły aby rozwiązać zagadkę z przeszłości. Nie spodziewają się jak wielkie zagrożenie ściągnie na nich ta sprawa a prawda okaże się bardziej wstrząsająca, niż można to sobie wyobrazić i doprowadzi ich do bezwzględnego mordercy, potwora i sadysty.

Przyznam szczerze, że gdy sięgałam po raz drugi po „Millenium. Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet”, sądziłam, że przekartkuję historię, którą przecież już znam. Dopuszczałam myśli o fragmentach, które sobie odpuszczę, kiedy tylko zacznie mi świtać, o co tam mniej więcej chodziło. O, jakże byłam naiwna. Okazało się, że po raz kolejny dałam się porwać elektryzującej fabule, niesztampowym bohaterom, porywającemu stylowi autora. Po raz drugi czytałam zafascynowana i nawet nie wiem kiedy oderwałam się od rzeczywistości. I to wszystko pomimo wiedzy na temat zakończenia. A jednak czytanie sprawiało nie mniejszą przyjemność niż trzy lata temu. 

Co takiego ma w sobie książka Larssona? Mocne strony można długo wymieniać. Przede wszystkim niebanalny pomysł na całą historię. Powieść składa się z kilku wątków. Poza poszukiwaniem prawdy o zaginionej dziewczynie, Mikael musi mierzyć się z własnymi problemami związanymi z rozprawą, oskarżeniem i przedsiębiorcą, który nie spocznie, póki go nie zniszczy a Liesbeth ma na głowie niebezpiecznego i brutalnego kuratora. Wątki te płynnie się uzupełniają, logicznie łączą. Wszystkie trzymają w napięciu. Fabuła zaskakuje ciągle pojawiającymi się faktami. Z każdą stroną robi się coraz bardziej intrygująco. Intryga upleciona jest misternie, można rzec koronkowa robota. 

Bohaterowie są nieprzewidywalni, jedyni w swoim rodzaju. Zaskakują inteligencją, kuszą oryginalnością, przerażają brutalnością. Zacznijmy od pary głównych bohaterów. Mikael Blomvist, mężczyzna po czterdziestce, rozwodnik, ojciec nastoletniej dziewczyny i kobieciarz. Ze wspólniczką z redakcji łączy go nietypowy związek. Ona ma męża, i to żeby było ciekawiej, takiego, który wie o drugim życiu swej żony i przyzwala na to. Ale dla Mikaela i Eriki liczy się tylko przyjaźń i seks. Nic więcej. Dlatego też bohater bez skrępowania pozwala się uwodzić innym przedstawicielkom płci pięknej. Jest jednym z nielicznych mężczyzn w tej książce, którzy wbrew tytułowi, uwielbiają i szanują kobiety. W pewnym momencie postawa Blomkvista wydaje się bierna i nieco nudna. Sam raczej nie wyszedł by z całej historii cały i zdrowy. I tu na scenę wkracza prawdziwa bomba emocji, Lisbeth Salander. Dziewczyna z trudną przeszłością, której jednak w tej części trylogii nie poznamy. Lisbeth jest nastawiona do świata raczej negatywnie, bo i ten świat nigdy nie dał jej nic dobrego. Silnie akcentuje swoją nieufność i niezależność poprzez zachowanie i wygląd. Ciemne ubrania, tatuaże kolczyki, to wizytówki Salander. A przy tym ta drobna dziewczyna wykazuje się niezwykła inteligencją, fotograficzną pamięcią i potrafi być naprawdę niebezpieczna, dla tych, którzy jej podpadną. Nigdy do tej pory nie spotkałam postaci tak złożonej, ciekawej i porywającej jak Liesbeth Salander.

Poza tą dwójką, Larsson stworzył całą paletę bohaterów drugo- i trzecioplanowych, wśród których prym wiodą nietuzinkowi członkowie rodziny Vangerów. Każda z postaci w książce jest idealnie wykreowana, każda bez zarzutu odgrywa przypisaną jej rolę. A pomiędzy nimi aż roi się od mężczyzn, którzy nienawidzą kobiet. 

Larsson napisał „Millenium. Mężczyźni…” w stylu, który maksymalnie przyciąga uwagę czytelnika. Skonstruował akcję tak, że ta nie przestaje zadziwiać. Zbudował napięcie, które trzyma od pierwszej do ostatniej strony. Po zakończeniu lektury czułam się usatysfakcjonowana. Ciężko mi dopatrzeć się w niej słabych stron. Może niektóre sytuacje można uznać za naciągane, trochę przekombinowane ale ja nie odniosłam takiego wrażenia.  Autor przekonał mnie w stu procentach. Czego chcieć więcej od powieści kryminalnej? 

Niebawem sięgnę po kolejne tomy trylogii, aby przypomnieć sobie dalsze losy Liesbeth i Mikaela, a Was moi Drodzy, zachęcam, kto jeszcze nie miał okazji, niech się nie waha i sięga po „Millenium”, bo to literatura wysokich lotów.    

 Ekranizacje:
 "Millenium: Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet" - 2009r
"Dziewczyna z tatuażem" - 2011


Książka bierze udział w wyzwaniach: 
Klucznik (Wydana w 2014)
Czytam opasłe tomiska (736 str.)
"Czytam zekranizowane powieści"

wtorek, 17 lutego 2015

Dziś swoje święto mają koty...

Dziś Światowy Dzień Kota. Z tej okazji, jako wielka miłośniczka futrzanych bestii, postanowiłam zrobić krótkie zestawienie książek, w których właśnie koty odgrywają niemałą rolę.

"Kot w butach" 
 Któż nie zna tego sprytnego jegomościa, które ze swego biednego pana uczynił księcia. Typowo koci cwaniura:)


 "Alicja w Krainie Czarów" - Lewis Carroll
Kot z Cheshire - ten uśmiech...


"Historia kotem się toczy" - Renata L. Górska
Całkiem fajna obyczajówka, a w niej między innymi skomplikowane życie ludzi widziane oczami kota:)

 Link do mojej króciutkiej opinii na jej temat znajdziecie tutaj


"Cmętarz zwieżąt" - Stephen King
Bo przecież w żadnym zestawieniu nie może zabraknąć Mistrza.

Link do recenzji znajdziecie tutaj


"Mistrz i Małgorzata" - Michaił Bułhakow
Behemota też chyba nie trzeba nikomu przedstawiać. Dla mnie jedna z ulubionych postaci literackich w ogóle.


"Przygody Kota Filemona"
Oglądałam, czytałam, a dziś z wielką radością wracam do dwóch niesfornych gagatków, Filemona i Bonifacego (a także Szczeniaka, żeby nie było, że pomijam psiaki), wraz z moimi Synkami. Uwielbiam do tego stopnia, że jak tylko urodził się mój pierworodny, szybko został obdarowany pluszowymi postaciami tej kultowej bajki.




Czekam na Waszych kocich bohaterów, piszcie w komentarzach.



A na koniec moje ulubione dachowce w pigułce, czyli "Dachowy song" z musicalu Andrew Lloyd'a Webbera, "Koty", oczywiście;)

sobota, 14 lutego 2015

Walentynkowo - "List w butelce" - Nicholas Sparks



"LIST W BUTELCE"
"Message in a bottle"
Nicholas Sparks
Przekład Małgorzata Samborska
 Wydawnictwo Albatros
2014
ISBN 9788378859178
Str. 328
Moja ocena 3,5/6
Czytałam kiedyś inną książkę Nicholasa Sparksa i powiem szczerze, nie przypadła mi do gustu. Mdła, nudna fabuła, do tego do bólu przewidywalna. Dlatego, kiedy dostałam „List w butelce” byłam pełna obaw. Jednakże postanowiłam przeczytać, nie zajęło mi to dużo czasu i ku lekkiemu zdziwieniu i dużej uldze, nie było najgorzej.

Ona rozwódka z dzieckiem, on wdowiec. Oboje przeżyli już w swym życiu największą miłość. Przynajmniej, tak im się wydaje. Połączył ich list w butelce, który Theresa znalazła w czasie porannego joggingu na plaży. Wiadomość była niezwykle wzruszająca. Kobieta postanowiła opublikować treść listu w gazecie, w której miała swoją rubrykę. Artukuł spotkał się z szerokim odzewem i wkrótce Theresa trafiła na ślad kolejnych listów z butelki. Wszystko wskazywało na to, że nadawcą był ten sam mężczyzna. Musiała poznać tego nieszczęśliwego człowieka i jego historię. Po nitce do kłębka, trafiła do Garreta.
Dwoje ludzi po przejściach. Każde z własnym bagażem doświadczeń. Do tego mieszkających daleko od siebie. Czy na tak niepewnych fundamentach może powstać trwały związek? Na to pytanie odpowiada Nicholas Sparks w swej powieści.

„List w butelce” to klasyczny romans. Taki trochę wyciskacz łez, ale o dziwo, czyta się przyjemnie i szybko. Nie jest to lektura wysokich lotów. Prosty język, mało skomplikowana forma treści, dużo dialogów i wielki druk przyczyniają się do wchłonięcia całości w kilka chwil. Nie powiem, irytowały mnie przeciągające się wywody na temat „ja Ciebie chyba kocham, czy ty mnie też?”, „I ja Ciebie kocham, ale gdzie będziemy mieszkać?”. Ale to w końcu powieść o miłości, no to o czym mają rozmawiać? Czepiam się wiem:).  

No dobrze, nie przedłużając, co jeszcze mogę ciekawego napisać? O bohaterach raczej niewiele. Sztampowe postaci, oboje piękni (chociaż nie Garret podobno nie był tak przystojny jak był mąż Theresy) i niezdecydowani. Garrett zmaga się z przeszłością. Próbuje się pogodzić ze śmiercią żony, musi pozwolić jej odejść i zrobić w sercu miejsce dla innej kobiety. Theresa musi uporać się z teraźniejszością, a także przyszłością własną i Kevina, jej syna. Kariera kobiety zaczyna się właśnie rozwijać, czy zdecyduje się porzucić dotychczasowe życie dla ukochanego mężczyzny. No i jeszcze dzieląca ich odległość. Wszystko to stoi na drodze do szczęścia dwojga ludzi.
Przyznam, że spodziewałam się innego zakończenia. Naciąganego, przewidywalnego, krótko mówiąc nudnego. A jednak autor mnie zaskoczył i za to ogromny plus się należy.

Tak czy owak, jakie by nie były moje prywatne uczucia do „romansideł”, „List w butelce" mogę z czystym sumieniem polecić. A komu? Zdecydowanie paniom, które uwielbiają historie miłosne, mądre, aczkolwiek niewymagające. Najlepiej na miłe chwile z książką podczas wakacji. Przy tej powieści można się odprężyć i uciec od codzienności. A na Walentynki to już lektura obowiązkowa ;)


A na koniec bonus. Mój absolutny number one utworów nie tylko romantycznych. Bo kiedy kochamy prawdziwie to "nothing else matters".




Książka bierze udział w wyzwaniach:
Klucznik (Wydana w 2014, Love story)
Czytam zekranizowane powieści



CzytamNiePrzeszkadzać teraz także na facebook'u. Dołącz i bądź na bieżąco :) (boczny pasek)

czwartek, 12 lutego 2015

Zapraszam na pączki urodzinowe :)

Przecieram oczy ze zdumieniem i widzę, że to już rok minął od mojego pierwszego wpisu na blogu.
I nadal tu jestem, hurra :)

A czy to nie słodko, że pierwsze urodziny mojego bloga wypadają w Tłusty Czwartek? :)


Przez ten rok przeczytałam wiele ciekawych, wzruszających, trzymających w napięciu lub odprężających książek. Było też kilka trochę gorszych. Udało mi się podzielić z Wami moimi refleksjami na temat niektórych z nich.
Zapoznałam się także z Waszymi blogami, pełnymi pasji, inspirującymi i maksymalnie wciągającymi. Żałuję, że za mało mam czasu aby śledzić wszystkie Wasze wpisy na bieżąco, ale staram się jak mogę.


Chciałabym wszystkim serdecznie podziękować za odwiedziny i wszelkie komentarze, które nadają sens istnieniu tego bloga i dają mi wiarę i energię do dalszej działalności:)
Życzę sobie żeby ta przygoda trwała jak najdłużej, a także tego abym znalazła czas i chęci do dalszego blogowego rozwoju.


Z okazji pierwszych urodzin postanowiłam zrobić sobie mały prezencik i wprowadziłam CzytamNiePrzeszkadzać na facebooka. Zapraszam do polubiania:) Będą oczywiście najnowsze recenzje, ale także książkowe ciekawostki, informacje o promocjach, zapowiedziach, mam nadzieję, że również dyskusje na interesujące tematy.


Jeszcze raz bardzo serdecznie dziękuję wszystkim gościom i komentatorom!!!


A zamiast tortu, jak przystało na Tłusty Czwartek, pyszne pączusie:) (okej, może nie wyglądają, ale za to własnoręcznie zrobione i naprawdę dobre:) )

środa, 4 lutego 2015

"Poczwarka" - Dorota Terakowska

„POCZWARKA”
Dorota Terakowska
Wydawnictwo Literackie
2001
ISBN 8308030947
Str. 322
Moja ocena 3,5/6 

  To jest moje drugie spotkanie z powieścią Doroty Terakowskiej. Pierwsza była „Córka Czarownic”, która tak mnie urzekła, że postanowiłam lepiej poznać twórczość autorki. Tym razem mój wybór padł na „Poczwarkę”.

„Ale właśnie ze stwarzaniem ludzi bywało różnie. Dlatego Pan, metodą prób i błędów, stwarzał też Dary i ofiarowywał je ludziom, aby ich doskonalić. Doskonalenie także nie zawsze się udawało. Albo Dary były nie dość dobre, albo ludzie nie rozumieli, dlaczego zostali wybrani by je otrzymać”
Ewa i Adam tworzyli małżeństwo idealne. Oboje byli piękni i młodzi. Ich kariery rozwijały się pomyślnie. Wybudowali piękny dom, w którym nawet okładki książek musiały pasować do wnętrz.

„Proszę kupować książki w podobnych formatach, inaczej okładki będą brzydko wystawać. Nie powinny mieć jaskrawych okładek, bo zepsują kompozycję.
Do pełni szczęścia brakowało im tylko dziecka. W ich życiu nic nie działo się bez wcześniej ustalonego planu, dlatego też pora przyjścia na świat potomka została gruntownie przemyślana.
I tak urodziła się Marysia, zwana Myszką. I odtąd cały uporządkowany, sterylny świat Ewy i Adama legł w gruzach. Myszka nie była dzieckiem jakiego oczekiwali, w którym pokładali nadzieje. Dziewczynka urodziła się z najcięższą postacią zespołu Downa.
Wątpliwości, żal, niedowierzanie, rozpacz, a także strach przed przyszłością, to nie są uczucia, które powinny towarzyszyć świeżo upieczonym rodzicom. Ale bohaterowie „Poczwarki” właśnie to przeżywają. Szukają odpowiedzi na odwieczne pytanie, „dlaczego właśnie nas to spotkało?”. Od pierwszych dni życia dziecka, muszą podejmować trudne decyzje, z których ta najtrudniejsza, to czy nie oddać chorego dziecka. Adam jest wręcz przekonany, że to najlepsze co mogą zrobić. Przecież w ich życiu nie ma miejsca na „TO”. Będą mogli postarać się o dziecko o jakim marzyli. Ale w Ewie budzi się instynkt macierzyński, który nie pozwala porzucić córeczki.
Kolejne lata będą dla tej rodziny próbą i nauką. Próbą głównie dla małżeństwa Ewy i Adama, które stanie pod wielkim znakiem zapytania. A nauką, ponieważ cała trójka będzie dzień w dzień dowiadywać się nowych rzeczy o sobie, o świecie, o chorobie Myszki, o Bogu. Ale także i chyba najważniejsze, rodzice będą musieli nauczyć się kochać swoje dziecko.

„Ileż takie dziecko wyzwala emocji i uczuć, jaką walkę człowiek musi stoczyć sam ze sobą i jakież to szalone kłębowisko myśli”
„Poczwarka” to niezwykle emocjonalna powieść. Przez wszystkie strony przebija się paleta najprzeróżniejszych uczuć. Skrajnych uczuć, od miłości do nienawiści. Ponadto autorka opisała to tak, że te emocje bohaterów przenoszą się na czytelnika. Sama niejednokrotnie zadałam sobie pytanie, jak postąpiłabym w takiej sytuacji? Czy dałabym radę? Czy zachowywałabym się podobnie jak Ewa? Czy dopadały by mnie wątpliwości Adama? Czasami współczułam, innym razem byłam zła na takie a nie inne zachowanie.
Dorota Terakowska stworzyła w „Poczwarce” dwa światy. Ten prawdziwy, w którym Myszka była nieporadną, niezgrabną, nie potrafiącą mówić dziewczynką, w którym matka zawsze była przy niej, czasem ją przytulała innym razem odpychała od siebie, i w którym ojciec unikał jej jak ognia. Oraz ten drugi świat. Tajemniczy Ogród, w którym z poczwarki uwalniał się zwinny, tańczący motylek.
„Poczwarka” to także opowieść o Bogu. Przywołując Jego postać, autorka jakby stara się odpowiedzieć na pytanie, czemu Bóg doświadcza rodziców, zsyłając im chore dzieci. Przedstawia je jako Dary Pana, cudowne istoty, które tak wiele mogą dać ludziom tu na Ziemi. Wzbogacają swoją obecnością, miłością, codzienną wytrwałą walką, puste i próżne życie zdrowego człowieka. A Bóg? Dla nas to Istota wszechpotężna i nieomylna. Czy jednak tak jest naprawdę? Czy Jemu nie zdarza się wątpić w swoje dzieła?

„- TO JEST DOBRE – powiedział Pan, z malutkim cieniem wątpliwości. Wątpliwości towarzyszyły mu zawsze. Pomyłki też. Doskonałość trafiała się rzadko.”
„Poczwarka” to trochę taka ładna, choć smutna bajka o Kopciuszku, który nigdy nie zostanie królewną, o poczwarce, która na zawsze uwięziła pięknego motyla. To powieść, która na pewno zapada w pamięć, chociaż mimo wielu zalet, posiada też pewne wady, które mnie osobiście troszeczkę odbierały przyjemność czytania. Z jednej strony historia Myszki wzrusza, porywa swym czarem, a z drugiej niektóre sceny wydają się przesadzone, niepotrzebne, tak jak te w Ogrodzie, które przynajmniej w tych początkowych odsłonach, były według mnie przekombinowane, co mnie nieco drażniło. Autorka nie uniknęła otarcia o infantylność. Ale w ogólnym zarysie, książka wypada ciekawie i wręcz zmusza do refleksji. „Poczwarka” to pozycja, którą warto przeczytać, chociażby po to, aby spróbować zrozumieć dzieci naznaczone chorobą, oraz ich rodziców, dostrzec ich walkę o normalne życie, otworzyć serca na Dary Pana. Obyśmy nigdy nie zostali gapiami w tłumie, pełnym niezrozumienia a często wstrętu i nienawiści.

Książka bierze udział w wyzwaniach
Polacy nie gęsi, czyli czytamy polską literaturę