wtorek, 25 lutego 2014

"Złodziejka książek" - Markus Zusak



I tak oto dałam się porwać kolejnej fali „ochów” i „achów” nad książką, tudzież jej filmową adaptacją. Kiedy czytam niemal same pozytywne opinie, a do tego temat jest dla mnie interesujący interesujący, nie mogę przejść obok. I co robię? Kupuję i czytam oczywiście!

A teraz pytania Czy żałuję zakupu? Czy aby ten „bestseller” nie okazał się kolejnym, medialnie nakręconym marnym czytadłem? 

I natychmiast odpowiadam; absolutnie nie żałuję, a „Złodziejka książek” to naprawdę godna polecenia pozycja. Uff…

Ale po kolei…

 "ZŁODZIEJKA KSIĄŻEK"
(The book thief)
Autor: Markus Zusak
Przekład: Hanna Baltyn
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Warszawa 2014
Str. 495
ISBN 978-83-10-12645-0
Moja ocena 6/6

„Mówię wam, ten świat to fabryka. Napędza ją słońce ale rządzą ludzie. A ja trwam. Zbieram ich dusze.”

Przenosimy się do Niemiec, koniec lat 30 początek 40 ubiegłego wieku. Czyli wiadomo, sytuacja nieciekawa, nastroje wojenne, nagonki, strach, głód i nienawiść dookoła. W takim właśnie świecie żyła nasza bohaterka, Liesel Meminger. Matka dziewczynki podjęła trudną decyzję. Postanowiła swoje dzieci, Liesel i jej młodszego brata, oddać pod opiekę rodzinie, która była w stanie zapewnić im ciepły dom i poczucie bezpieczeństwa. Niestety w czasie ciężkiej podróży, chłopiec umiera. Matka i siostra są zmuszone pozostawić go na małym cmentarzu, gdzieś po drodze do celu. Po pogrzebie chłopca, Liesel znajduje książkę, „Podręcznik grabarza”. Zamiast oddać właścicielowi, zatrzymuje ją dla siebie. Tak oto Złodziejka książek rozpoczyna swą „karierę”. 

„Próbuję zapomnieć, ale wiem, że wszystko zaczęło się od pociągu, śniegu i kaszlu mojego braciszka. Tego dnia ukradłam pierwszą w życiu książkę.”

Nowy dom bohaterka znajduje u Rosy i Hansa Hubermannów w Molching, na Himmelstrasse 33. Na początku dziewczynka jest zagubiona w obcym miejscu i wśród obcych ludzi. Tęskni za matką i bratem, a w nocy prześladują ją koszmary. Jednak po pewnym czasie dziewczynka przekonuje się do przybranej rodziny, a w miasteczku poznaje nowych znajomych. Najbardziej zaprzyjaźnia się ze swoim rówieśnikiem Rudym Steinerem. 

Ale szara rzeczywistość przypomina o sobie na każdym kroku. Dookoła przewija się ludzki strach i cierpienie. Nad Molching wisi groźba zbombardowania. Liesel ucieka przed tą codziennością w słowa zawarte w książkach, które trafiały do niej w różnych okolicznościach.

„Jeżeli już mowa o złodziejstwie Liesel, to nie kradła książek dla zabawy, a tylko wtedy, kiedy czuła, że było to konieczne”

Z czasem, czytanymi historiami bohaterka rozjaśniała mroczne dni innym, ukrywającemu się Żydowi, kobiecie, która straciła syna, przerażonym ludziom w schronie przeciwlotniczym. Wtedy też, obserwując sytuacje dookoła, Liesel uświadamiała sobie, że słowa mogą nie tylko koić ból i strach, ale i wręcz przeciwnie. Słowa mogą również zabijać.

„Nienawidziłam słów i kochałam je. Mam nadzieję, że nauczyłam się ich używać.”

Dziewczynka postanowiła opisać swoje losy. Ale tego co Liesel zapisała w czarnym notesie, nie przeczytał prawie nikt. Tylko Śmierć. I to właśnie Śmierć jest narratorem owych zdarzeń. Postać jakże na miejscu zwłaszcza w tych nieprawdopodobnie tragicznych dniach. W opowieść o Złodziejce książek, narrator wplata swój punkt widzenia na zaistniałe wydarzenia. Odbieranie życia nie zawsze jest według niego sprawiedliwe. Ale taką ma pracę, musi ją wykonywać, bo taki jest rozkaz „szefa”, którym tym razem jest wojna. Autor „uczłowieczył” Śmierć. Przedstawił jako istotę o zdolnościach nadprzyrodzonych, ale ludzkich uczuciach. 

„Widzicie? Nawet śmierć ma serce.”

Jednym z najbardziej wstrząsających fragmentów w książce, był dla mnie ten, w którym Śmierć zabiera dusze umierających w komorach gazowych. 

„Kiedy ich ciała przestawały szukać szczelin w drzwiach, podnosiły się ich dusze. Ich paznokcie skrobały w drewno albo wczepiały się w nie ostatkiem sił, a dusze w moje ramiona.”

Przyznam, że miałam gęsią skórkę czytając te słowa.
„Złodziejka książek” to niewątpliwie historia, która chwyta za serce. Chyba jedna z niewielu jakie znam, spośród traktujących o życiu społeczności niemieckiej w czasach II wojny światowej. Warto przeczytać chociażby dlatego, aby poznać punkt widzenia narodu, który w przypadku poruszanej tematyki często pokazywany jest od najgorszej strony. A przecież i tam żyli ludzie, którzy także bali się co przyniesie jutro, tak samo cierpieli po stracie ukochanych synów, czy ojców, tak samo byli zastraszani i często żyli w nędzy.

Markus Zusak w swej powieści, zastosował styl, który bardzo lubię. W tym przypadku nasuwa mi się określenie „malowanie słowem”. Nie jest to styl sztampowy. Narrator często uprzedza fakty, co jednak nie raziło pod żadnym względem. Dodatkowo wplatane w tekst krótkie spostrzeżenia, refleksję, tłumaczenia przydają powieści charakteru. 

I jeszcze nasuwa mi się taka mała dygresja. Zauważyłam pewne podobieństwo „Złodziejki książek” Zusaka do „Wyznaję” Jaume Cabre. Po pierwsze w obu książkach występuje wątek wojny i pogromu Żydów, po drugie zarówno Zusak jak i Cabre stworzyli dodatkowego „bohatera” wydarzeń – instrument muzyczny, w „Wyznaję” były to skrzypce, w „Złodziejce…” – akordeon. No i po trzecie, ucieczka głównych bohaterów w magię książek. A, no i można jeszcze dodać po czwarte, czyli styl zarówno w jednej jak i w drugiej powieści barwny i oryginalny, nie pozwalający się oderwać  do ostatnich stron. Obie te książki mnie porwały i na pewno obie na długo pozostaną w pamięci. 

Podsumowując, zachęcam do przeczytania „Złodziejki książek” każdego, bez względu na wiek czy płeć. To historia dostarczająca tak uśmiechu jak i wzruszeń. Jednego mniej drugiego więcej. Samo życie…

niedziela, 23 lutego 2014

"Czarna bezgwiezdna noc" - Stephen King

Leniwy, niedzielny poranek. Mgła za oknem. A mnie znowu naszło na refleksje z Kingiem.

"CZARNA BEZGWIEZDNA NOC"
Autor: Stephen King
Przekład:  Krzysztof Obłucki
Wydawnictwo: Albatros, 2011
Str. 487
ISBN 978-83-7659-358-6
Moja ocena: 5/6

Stephen King należy bezwzględnie do moich ulubionych autorów. Ale przyznam szczerze, za opowiadaniami jego autorstwa nie przepadam. Dlatego sceptycznie podeszłam do tej lektury. Ku mojemu zdziwieniu okazało się, że to bardzo dobre, dające do myślenia cztery historie.

Wilf James nie może pogodzić się z tym, że jego żona planuje sprzedać ziemię odziedziczoną po ojcu obcym ludziom. Wraz z synem zabija kobietę a ciało wrzuca do starej studni. Okazuje się, że w konsekwencji swojego czynu, mężczyzna straci znacznie więcej niż tylko ziemię (1922)

Tess zostaje brutalnie zgwałcona i pozostawiona przez swego oprawcę na pewną śmierć. Jednak jakimś cudem udaje jej się przeżyć. Kobieta odkrywa, że nie była jedyną ofiarą gwałciciela, oraz że w swych zbrodniach mężczyzna miał nieoczekiwanych wspólników. Pod wpływem wychodzących na jaw, mrożących krew w żyłach faktów, w Tess budzi się mroczna strona. Postanawia dokonać zemsty. (Wielki kierowca)

Chory na raka Dave Streeter przyjmuje ofertę tajemniczego mężczyzny, który obiecuje mu przedłużenie życia w zamian za procent ze swoich zysków oraz wskazanie człowieka, którego Dave szczerze nienawidzi. Okazuje się, że mężczyzna nie może ścierpieć… swego najlepszego przyjaciela, jego wybór przyniesie tragiczne konsekwencje. (Dobry interes)

Darcy przypadkowo odkrywa szokującą prawdę o swoim mężu. Bob jest seryjnym mordercą, którego już od wielu lat ściga policja. Bohaterka opowiadania staje przed poważnym dylematem. Czy zdemaskować męża i uratować tym samym jego potencjalne ofiary? Czy też udać, że o niczym nie wie dbając o dobre imię rodziny i szczęście własnych dzieci. (Dobrane małżeństwo)

W tych czterech miniopowieściach King przedstawia rozkład psychologiczny różnych typów osobowości postawionych w trudnych, wręcz drastycznych sytuacjach. Tym samym zmusza czytelnika do zadania sobie pytań o własne reakcje. Wydaje mi się, że ludzie rzadko zastanawiają się nad tym co popycha nas do takich a nie innych czynów. Kiedy słyszymy np. w telewizji, że ktoś popełnił zbrodnię, osądzamy bez wnikania w szczegóły. Być może przedstawione w książce historie są przesadzone, (aczkolwiek w dzisiejszym świecie niewiele może zdziwić), ale niewątpliwie powinny skłaniać do zastanowienia. Poza tym wszystkie one prowadzą do konkluzji, że ludzkie czyny i wybory nie pozostają bez konsekwencji.

Polecam!


Wyzwania:
http://basiapelc.blogspot.com/p/osoby-zainteresowane-wyzwaniem-z-anne.html

http://hugekultura.blogspot.com/2014/01/wyzwanie-historia-z-trupem.html


piątek, 21 lutego 2014

"Carrie" - Stephen King


Niekwestionowany mistrz grozy Stephen King i jego debiut! Dlaczego z lekturą „Carrie zwlekałam tak długo? Ciężko to wytłumaczyć, w każdym razie w końcu jestem po:). 

 "CARRIE" 
Autor: Stephen King
Przekład: Danuta Górska
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Warszawa 2013
Str.: 205
ISBN 978-83-7839-631-4
Moja ocena: 4/6

 „SKRĘT”
Carrie White nie była taka jak jej rówieśnicy. Różniło ją wszystko. Wygląd, zachowanie, ale przede wszystkim, Carrie posiadała coś czego nie miał nikt poza nią. Była to moc, niewyobrażalnie potężna zdolność telekinezy. O niezwykłych umiejętnościach dziewczyny wiedziała jedynie jej matka, która wiązała to z siłami nieczystymi. Zresztą, według tej kobiety, chorobliwej fanatyczki religijnej, samo to, że Carrie przyszła na świat było złem. Matka nigdy nie okazała własnemu dziecku miłości ani ciepła.
Także w szkole Carrie nie zaznała przyjaźni ni żadnych innych pozytywnych uczuć. Wiecznie gnębiona i poniżana (a jeszcze nie do końca świadoma swoich zdolności), znienawidziła siebie i wszystkich dookoła. Lecz pewnego dnia, podczas szkolnego balu tama upokorzenia pękła. Carrie postanowiła ukarać wszystkich, którzy kiedykolwiek ją skrzywdzili. Uwolniła swą moc i tak rozpętało się piekło.

Temat jakże ludzki i chyba z każdego szkolnego podwórka znany. Podział na lepszych i gorszych, szykany, niewybredne żarty, przemoc, piękni super-goście i gnębione ofiary. Do tego dodajmy telekinetyczne zdolności głównej bohaterki i mamy przepis na bardzo dobry thriller psychologiczny.
Treść przeplatana jest artykułami, fragmentami wspomnień czy przesłuchań świadków „Nocy Zagłady”. Mam mieszane uczucia bo niektóre fragmenty wybijały mnie z rytmu i jakoś nie czułam odpowiedniego klimatu grozy, co mnie troszeczkę zawiodło. Ale mimo to, coś w tej historii jest takiego co przyciąga, dlatego szczerze zachęcam do przeczytania. 

A przede mną teraz wersja filmowa;)

Wyzwania:


wtorek, 18 lutego 2014

Trylogia "Igrzyska śmierci" - Suzanne Collins

„Igrzyska śmierci” zagościły w moim domu jeszcze zanim dowiedziałam się, że w ogóle będzie kinowa adaptacja książki. Pożyczyła mi ją znajoma z zapewnieniami, że to naprawdę dobra historia. Wtedy przeczytałam część pierwszą i wciągnęłam się w akcję. Niedługo potem pożyczyłam też drugi tom, a że trzeciego jeszcze nie było, wpadłam w wir innych lektur i trochę czasu zajął mi powrót do trylogii. Tym razem już wyposażona we własne, prywatne, kompletne egzemplarze przystąpiłam do lektury od początku.
Co można napisać o „Igrzyskach śmierci”, co dotychczas nie zostało napisane lub powiedziane? Chyba niewiele, ale ja postaram się jeszcze bardziej zachęcić do zapoznania się (oczywiście jeżeli jeszcze ktoś tego nie zrobił, zwłaszcza po wersji filmowej) z powieścią Suzanne Collins, która na mojej prywatnej półce zajmuje miejsce wśród pozycji najbardziej ulubionych. Nie przedłużając bardziej
 „Głodowe Igrzyska czas zacząć”





„IGRZYSKA ŚMIERCI”
Autor: Suzanne Collins
Przekład: Małgorzata Hesko-Kołodzińska, Piotr Budkiewicz
Wydawnictwo Media Rodzina
Str. 351
ISBN 978-83-7278-357-8
Moja ocena: 5/6

„Wesołych Głodowych Igrzysk. I niech los zawsze wam sprzyja.”
Witajcie w Panem, państwie, w którym wszystko ma swoje miejsce, gdzie panuje idealny ład, nad którym piecze sprawuje Kapitol, miasto potężne, dumne ze swej świetności, gdzie obywatelom niczego nie brakuje. Miasto, które wszelkie dobra czerpie z otaczających go Dystryktów, z których każdy ma swoje własne przeznaczenie. W przeszłości Dystrykty ośmieliły się zbuntować naruszając idealny porządek Panem. Nastały Mroczne Dni, czas masakry, walki i nieszczęścia. Kapitolowi udało się powstrzymać bunt, 13 Dystrykt jako zarzewie tego chaosu został zrównany z ziemią. Aby nikomu więcej nie przyszło do głowy wzniecać rewolucje i w celu przypomnienia tych nieszczęśliwych dni, Władze Panem organizują co roku Głodowe Igrzyska, w których każdy Dystrykt musi wystawić dwoje uczestników, chłopca i dziewczynę w wieku 12-18 lat. Zwycięzca może być tylko jeden, pozostałych czeka śmierć na arenie stworzonej przez Kapitol, gdzie wszystko może się zdarzyć.
W takim świecie żyje Katniss Everdeen. Szesnastolatka z dwunastego Dystryktu, słynącego z górnictwa. W tegorocznym losowaniu uczestników Głodowych Igrzysk, wytypowana zostaje młodsza siostra Katniss, Prim. Bohaterka ratując dziewczynkę przed pewną śmiercią, sama zgłasza się na ochotnika. Drugim trybutem zostaje Peeta Mellark, syn piekarza.
Przed rozpoczęciem Igrzysk, Katniss i Peeta, pod okiem trenerów i stylistów biorą udział w treningach i prezentacjach ku uciesze mieszkańców Kapitolu. Ich ekipa tworzy z pary prawdziwe gwiazdy, stają się ulubieńcami publiczności.
Jednak od czasu trafienia na arenę, każdy uczestnik musi sam walczyć o przetrwanie. Gra toczy się o najwyższą stawkę i właściwie wszystkie chwyty są dozwolone. Najważniejsze aby widownia miała zapewnioną rozrywkę. Katniss i Peeta postanawiają za wszelką cenę nie stać się pionkami Kapitolu.

Pierwsza część trylogii Suzanne Collins jest niezwykle wciągająca i zachęcająca do uważnego śledzenia dalszych losów bohaterów, którzy odważyli się dokonać czegoś, czego nie śmiał zrobić nikt przez siedemdziesiąt cztery lata, postawić się Kapitolowi.

„W PIERŚCIENIU OGNIA”
(Catching fire)
Autor: Suzanne Collins
Przekład: Małgorzata Hesko-Kołodzińska, Piotr Budkiewicz
Wydawnictwo Media Rodzina
Str. 359
ISBN 978-83-7278-395-0
Moja ocena: 3,5/6

Katnis i Peeta, zwycięzcy siedemdziesiątych czwartych Igrzysk Głodowych, odbywają tournee po całym Panem. W Kapitolu uchodzą za gwiazdy, ludzie są zachwyceni ich historią i cieszą się na dalsze emocje, jakich ma dostarczyć ślub pary. Jednak w poszczególnych Dystryktach nastroje są skrajnie różne. Katniss jest świadoma tego, że postępując wbrew regułom organizatorów Igrzysk, naraziła siebie i swoich bliskich na ich gniew. Tymczasem ludzie w Dystryktach zaczynają się buntować. Dochodzi do rebelii i krwawych zamieszek, o czym Katniss dowiaduje się przypadkowo. Chcąc ratować rodzinę i przyjaciół przed gniewem prezydenta Snow’a, dziewczyna stara się załagodzić nastroje wśród mieszkańców Panem. Jednak, wszelkie starania odnoszą wręcz przeciwny efekt a władze Kapitolu szykują zwycięzcom Igrzysk okrutną „niespodziankę”.

Na tle pierwszej części, „W pierścieniu ognia” wypada dość słabiutko. Czytelnik, przyzwyczajony do trzymających w napięciu scen, decydujących o losach bohaterów może być nieco zawiedziony tymi nieustannymi opisami przebieranek i upiększeń. Wydaje mi się, że autorka nieco przesadziła z filozofowaniem i rozwlekaniem niektórych, mało znaczących scen. Ponadto irytowało mnie zachowanie Katniss, wiecznie niezdecydowanej, wiecznie rozważającej o poświęceniu. Za mało w jej czynach ekspresji, woli walki. Aż ciężko uwierzyć że to ta sama dziewczyna, która „igrała z ogniem”, zwyciężyła Głodowe Igrzyska i uratowała przyjaciela.
Skupiłam się na minusach, ale żeby być sprawiedliwą, muszę przyznać, że na scenie pojawiają się nowe intrygujące postaci, nie można powiedzieć, że zupełnie nic się nie dzieje. Ponadto zakończenie tomu drugiego obiecuje czytelnikom dawkę solidnych emocji w ostatecznej rozgrywce, czyli trzeciej części.

„KOSOGŁOS”
(Mockingjay)
Autor: Suzanne Collins
Przekład: Małgorzata Hesko-Kołodzińska, Piotr Budkiewicz
Wydawnictwo Media Rodzina
Str. 373
ISBN 978-83-7278-491-9
Moja ocena: 5/6

Całe Panem pogrążone jest w chaosie. Uciekinierzy z opanowanego wojną państwa, chronią się w Trzynastym Dystrykcie. Również tam, powstają plany ostatecznego rozprawienia się z Kapitolem. Katniss trochę wbrew swojej woli, zostaje symbolem rebelii. Dziewczyna nie jest przekonana, czy podoła tak odpowiedzialnej roli i nie podoba jej się, że znowu musi się podporządkować czyimś poleceniom. Ponownie czuje się jedynie marionetką, która ma tańczyć jak jej zagrają.
„…mam serdecznie dość ludzi, którzy mnie okłamują dla mojego dobra, bo tak naprawdę chodzi o ich dobro.”
W czasie wyprawy do Dystryktów, Katniss orientuje się, jak mocno jej osoba wpływa na nastroje ludzi i już bez oporów zostaje Kosogłosem. Po raz pierwszy czuje, że sama ma władzę. Odtąd jej głównym celem jest zabić prezydenta Snowa i walczyć o godne życie wszystkich mieszkańców Panem. Ale Kapitol nie jest łatwym przeciwnikiem i nie cofnie się przed niczym aby stłumić rebelię. Niestety okazuje się, że także wśród swoich „towarzyszy broni”, Katniss nie może czuć się bezpiecznie. Komu można ufać? Kto jest prawdziwym wrogiem a kto okaże się sprzymierzeńcem? Autorka trzyma nas w niepewności do samego końca.

I nareszcie coś się dzieje. Po nieco nudnym drugim tomie w „Kosogłosie” dostajemy sporą dawkę emocji. Akcja trwa nieprzerwanie. Owszem, zdarzały się momenty, w których miałam ochotę (przepraszam za wyrażenie) kopnąć naszą wspaniałą bohaterkę w tyłek i zmusić do działania, ale zdecydowanie nie była to ta nudna, markotna, niezdecydowana nastolatka z „W pierścieniu ognia”. Katniss Everdeen, zwyciężczyni Głodowych Igrzysk, która „igrała z ogniem” powróciła:)

Co mnie urzekło w tej trylogii? Cóż, koncepcja nie jest może zbyt oryginalna. Wizja postapokaliptycznego świata, w którym wyraźny podział na trzymających władzę i zaharowującego się na śmierć szarego pospólstwa, które zmuszane jest do udziału w krwawych rozgrywkach ku uciesze tych pierwszych, pojawia się w wielu tytułach. Nie szukając długo, podobny temat podejmują powieści mojego ulubionego autora, Stephena Kinga „Uciekinier” czy „Wielki marsz”. Ale Suzanne Collins należą się brawa za nowatorskie podejście do rzeczy, stworzenie intrygującego, pełnego niespodzianek świata jak również jego mieszkańców. Wszystko to składa się na niesamowicie wciągającą i zapadającą w pamięć przygodę. 

Sugeruję „łyknięcie” od razu wszystkich trzech tomów po kolei. Owszem, część druga stanowi najsłabsze ogniwo w tym łańcuchu, ale całość jest po prostu rewelacyjna.
Polecam!