(„One flew over the cuckoo’s nest”)
Ken Kesey
Przekład Tomasz
Mirkowicz
Państwowy Instytut
Wydawniczy
Warszawa 1981
ISBN 83-06-00569-4
Str. 295
Moja ocena 5/6
Z niewiadomych powodów, wiele lat
żyłam w przekonaniu, że „Lot na kukułczym gniazdem” to jakieś ckliwe
romansidło. No naprawdę :) Z tego też powodu nie interesowałam się ani książką,
ani tym bardziej jej ekranizacją. Aż w końcu przejrzałam na oczy. A tu taka
historia !!!
„Milczałem tak długo, że wypłynie to ze mnie z hukiem wezbranej wody, a wy pewnie pomyślicie, że facet, który to opowiada bredzi, cholera i majaczy; pomyślicie, że to wszystko jest zbyt straszne, żeby mogło się wydarzyć naprawdę, zbyt potworne, żeby było prawdziwe! Zrozumcie proszę, że trudno mi jest zachować jasność myśli, kiedy do tego wracam. Ale to wszystko prawda, nawet jeśli nie miało miejsca.”
Życie w pewnym szpitalu
psychiatrycznym w USA, jest podporządkowane zasadom wprowadzanym przez siostrę
Ratched. Wszystko ma swój czas i miejsce. Wszelkie odchylenia od normy są
natychmiast eliminowane. Pacjenci bezwolnie poddają się temu ładowi. Każdy żyje
w przekonaniu, że taki stan rzeczy utrzymywany jest dla ich dobra. Jeżeli ktoś
łamie reguły, może trafić na „wstrząsówkę” lub na oddział furiatów, a tego nie
chce nikt. Cały system działa jak w zegarku do czasu pojawienia się na oddziale
nowego pacjenta, McMurphyego awanturnika i hazardzisty, który aby uniknąć więzienia
i ciężkich robót, postanawia udawać chorobę psychiczną, licząc na „przyjemne”,
nie wymagające wysiłku odbycie swojej kary w szpitalu. Nowy, wprowadza w życie
oddziału chaos i bałagan, bawiąc się przy tym przednio. Pozostali pacjenci, z
początku nieufni, wkrótce coraz śmielej przyłączają się do jego nietuzinkowych
działań. Dochodzi do buntów i łamania regulaminu, a to bardzo nie podoba się
siostrze Ratched. Wkrótce McMurphy przekona się, że ta kobieta ma w swoich
rękach większą władzę niż się spodziewał. To ona zadecyduje czy mężczyzna w
ogóle kiedykolwiek będzie jeszcze wolnym człowiekiem. Czy bohater ugnie się pod
pręgierzem Wielkiej Oddziałowej czy też pozostanie wierny własnym przekonaniom?
Wstrząsająca historia od której
nie mogłam się oderwać, klimatem i troszkę tematyką przywodząca mi na myśl
„Skazanych na Shawshank” Stephena Kinga, tyle że w „Locie…” rzecz dzieje się
nie w więzieniu a w szpitalu psychiatrycznym. Mamy tu przeciwstawione sobie dwa
światy – Kombinatu, wprowadzającego ład i zasady rządzące światem na zewnątrz,
oraz ludzi, którzy nie potrafią, lub nie chcą się temu podporządkować, czyli
pacjentami szpitala. Przedstawicielką Kombinatu w szpitalu jest Wielka
Oddziałowa, siostra Ratched, pozornie uosobienie dobrej cioteczki, w
rzeczywistości skrywana pod maską tyranka. Zadaniem siostry Ratched jest
pilnowanie ustalonego porządku i przywrócenie zagubionych mężczyzn do
prawidłowego funkcjonowania w nienagannym świecie, o ile to oczywiście możliwe.
„Jesteśmy tu przyjacielu ofiarami matriarchatu, a lekarz jest równie bezsilny jak my wszyscy.”
Co się dzieje gdy nagle w trybach
tej idealnej maszyny pojawia się zgrzyt? Rozpoczyna się walka, w której stawką
jest honor człowieka a nawet życie.
Naszym przewodnikiem po tym
dziwnym świecie jest jeden z pacjentów, pół Indianin, zwany Wodzem lub
„Szczotą” Bromdenem, który udaje głucho-niemego, dzięki czemu poznaje wiele sekretów personelu szpitala.
„Lot nad kukułczym gniazdem” to
dla mnie 295 stron (czemu tak mało?) wciągającej i pasjonującej przygody. W tej
książce wszystko jest ciekawe, nawet posłowie, z którego dowiadujemy się skąd
autor czerpał inspirację. Sam był sanitariuszem na oddziale szpitala
psychiatrycznego i kilka postaci z rzeczywistości przeniósł na karty swej
powieści. Poza tym aby jak najlepiej oddać przeżycia i nastroje pacjentów,
niektóre fragmenty ponoć pisał po LSD, a nawet poddał się zabiegowi
elektrowstrząsów. To się nazywa poświęcenie sztuce :). Faktycznie, w książce
przewijają się pomiędzy realistycznymi zdarzeniami, także psychodeliczne wizje.
W niektórych fragmentach można się lekko zagubić, co jednak według mnie przydaje
tej powieści autentyczności, pozwala wejść w położenie pacjentów szpitala
psychiatrycznego, w ich specyficzny świat, oraz zrozumieć lepiej niektóre
zachowania. Odczucia niesamowite.
„Lot nad kukułczym gniazdem” to wspaniały
klasyk, pełen emocji i wartościowych przekazów, wobec którego żaden szanujący
się mól książkowy nie powinien przejść obojętnie.
Wyzwania:
Wyzwania:
Muszę, muszę przeczytać! Tym bardziej po takiej dobrej recenzji... :)
OdpowiedzUsuńCzytaj, czytaj bo warto :)
UsuńMasz rację, to klasyka, którą trzeba znać. Mam to samo wydanie tej książki, co u Ciebie na zdjęciu.
OdpowiedzUsuńMój egzemplarz jest niestety biblioteczny, zastanawiam się poważnie nad zakupem, żeby mogła w każdej chwili do niej wrócić.
UsuńKlasyka. Wspaniała. Cieszę się, że ci się podobała :)
OdpowiedzUsuńO tak, teraz żałuję, że tak długo zwlekałam z przeczytaniem tej książki :)
UsuńPolecam ciekawy wywiad z Keseyem http://magivanga.wordpress.com/2013/01/06/sztuka-fikcji-wywiad-z-kenem-keseyem/
OdpowiedzUsuń