piątek, 14 lutego 2014

"Martwe jezioro", "Czy ten rudy kot to pies?" - Olga Rudnicka


Na początek coś z rodzimego podwórka. Autorka, którą lubię za ciekawe historie podane w dobrym stylu.
Dwie powieści o perypetiach niespełna trzydziestoletnich przyjaciółek. Beata i Ulka mieszkają wspólnie. Łączy je przyjaźń, dzieli niemal wszystko. Ta pierwsza, stateczna i uporządkowana, zaś druga… no cóż roztrzepana to łagodne określenie. Obie książki są tak samo różne jak ich bohaterki.


"MARTWE JEZIORO"
Olga Rudnicka
Prószyński i S-ka
Warszawa 2008
Str. 232
ISBN: 978-83-7469-892-4
Moja ocena: 4/6



Beata przez przypadek odkrywa, że nie jest biologiczną córką swoich rodziców. Kobieta postanawia wynająć detektywa, który ma wyjaśnić tajemnicę jej pochodzenia. Bohaterka, odrzucona i niekochana przez swoją "rodzinę", nie czuje z nią żadnego związku  i od kilku lat nie utrzymuje kontaktu. Dlatego w zdumienie wprawia ją zaproszenie na ślub znienawidzonej siostry. Beata uznaje, że powrót w rodzinne strony pozwoli jej znaleźć odpowiedzi na dręczące pytania. Na miejsce udaje się wraz z bratem swojej przyjaciółki Ulki (która usilnie pragnie zeswatać tych dwoje). Oboje nie zdają sobie sprawy, że czeka ich olbrzymie niebezpieczeństwo, a prawda o przeszłości okaże się szokująca.



         "CZY TEN RUDY KOT TO PIES?"
Olga Rudnicka
Prószyński i S-ka
Warszawa 2008
Str. 230
ISBN: 978-83-7648-081-7
Moja ocena 4,5/6

Tym razem pierwszoplanową postacią jest Ula, współlokatorka i przyjaciółka Beaty. Kobieta wikła się w romans z żonatym szefem i zostaje zwolniona z pracy. Zrozpaczona i upokorzona postanawia wyjechać na jakiś czas z Poznania. Jej celem jest zielona Irlandia, jednak przez przypadek wsiada nie do tego autobusu i trafia do… Wielkowa, niewielkiej miejscowości pod Wrocławiem. Tam zostaje wzięta za poszukiwaną listem gończym oszustkę. Kiedy sprawa jej tożsamości się wyjaśnia, Ulka postanawia zostać w domu policjanta, który ją aresztował oraz jego brata. Mężczyźni nie są zadowoleni z obecności nierozgarniętej, upartej kobiety. Z czasem Ula zaprzyjaźnia się z sąsiadką Stenią, która wtajemnicza ją w plotki krążące o jej gospodarzach. Podobno w ich domu w tajemniczych okolicznościach znikały kobiety. Ula postanawia poprowadzić prywatne śledztwo i odkryć sekret Sławka i Mariusza. Efekty jej poszukiwań okażą się zaskakujące.



Obie powieści czyta się jednym tchem. Styl i język, jak zawsze u Olgi Rudnickiej jest bardzo przystępny, co pozwala się zrelaksować i przeżyć przyjemne chwile z ciekawymi, zabawnymi a czasami wzruszającymi historiami. Można się przyczepiać, że wydarzenia są nieco odrealnione, zbiegi okoliczności aż za bardzo nieprawdopodobne, ale przecież na tym właśnie polega magia książki;). Akurat w tych historiach "przedziwne przypadki" mnie nie raziły.

Mnie osobiście bardziej do gustu przypadła „Czy ten rudy kot to pies?”. Być może ze względu na luźniejsze rozwinięcie tematu przez autorkę. Historia Beaty była bardziej w tonie poważnym, refleksyjnym, krótko mówiąc ustabilizowanym jak sama bohaterka. Natomiast postać Uli po prostu rozłożyła mnie na łopatki. Być może dlatego, że sama znałam osobę równie nieokrzesaną a przy tym niezwykle sympatyczną i inteligentną, którą stać było na wiele… dziwnych przypadków:).

Polecam obie części.
 

 

2 komentarze:

Witaj
Cieszę się, że zaglądasz. Rozgość się tutaj. Wpadaj częściej. Komentuj.
Bądź na bieżąco, polub mój profil na facebook'u i instagramie.