("The fault in our stars")
John Green
Tłumaczenie Magdalena Białoń - Chalecka
Wydawnictwo Bukowy Las
Str. 320
Moja ocena: 4,5/6
Uważam, że każdy może decydować jak przedstawiać swoje smutne historie, a my postanowiliśmy przedstawić naszą na wesoło”
Naczytałam się wielu pozytywnych
opinii o tej powieści. Jednak długo nie mogłam się zdecydować, czy na pewno
chcę ją przeczytać. Dlaczego? Ponieważ się bałam. Bałam się poruszanego w niej
tematu oraz wszystkich emocji, jakie wyzwala. Tak właśnie. Mogę czytać
najbrutalniejsze thrillery, najbardziej mrożące krew w żyłach horrory, ale
kiedy rzecz dotyczy umierających na raka dzieciaków, po prostu wymiękam. Co
więc sprawiło, że sięgnęłam jednak po „Gwiazd naszych wina”? Zwykła ludzka
ciekawość? Nie wiem, po prostu postanowiłam zmierzyć się z tym wyzwaniem.
I przeczytałam.
Pierwsze co przyszło mi na myśl
po skończonej lekturze, to przeświadczenie, że już kiedyś spotkałam się z
podobną historią. Bo w moim odczuciu „Gwiazd naszych wina” to trochę „Love
story” dla współczesnych nastolatków.
Hazel i Augustus są młodzi i
spragnieni życia, jak to nastolatkowie. Są w sobie zakochani, chcą razem
spełniać marzenia i stanowią dla siebie podporę w ciężkich chwilach. A tych im
nie brakuje ponieważ Hazel i Augustus są chorzy na raka. Nie mają wielu
przyjaciół. Właściwie mogą liczyć tylko na siebie i ewentualnie znajomych,
którzy mierzą się z tą samą chorobą i tak jak oni uczęszczają na spotkania
grupy wsparcia.
Autor stworzył ciepłą i mądrą
historię, choć o umieraniu. Narratorką jest Hazel, to jej oczami czytelnik
przygląda się potrzebom i uczuciom młodych ludzi walczących z tym demonem
dzisiejszego świata jakim jest z choroba nowotworowa, oraz związanym z tym
następstwami. I chodzi nie tylko o walkę z rakiem z medycznego punktu widzenia,
ale przede wszystkim o walkę o normalność. Bo każde z tych dzieci chciałoby żyć
tak jak ich rówieśnicy, choć na chwilę zapomnieć o swojej inności. Ale świat im
tego nie ułatwia, ludzie unikają, nie potrafiąc odnaleźć się w towarzystwie
kogoś, kto w najmniejszym stopniu odstaje od normalności.
„Gwiazd naszych wina” traktuje o
miłości, o śmierci, o zwątpieniu i zrozumieniu, a także o pewnym pogodzeniu się
z własnym losem i czerpaniu z życia choćby najmniejszych radości. To literacka
fikcja, ale na świecie żyje niejedna Hazel i niejeden Augustus – nastolatkowie,
których marzenia są tak bardzo przyziemne. Bo oni chcą po prostu żyć.
Być może trochę się zagalopowałam
w wyciąganiu wniosków, ale odniosłam wrażenie, że „Gwiazd naszych wina”, która
to powieść skierowana jest głównie do młodego czytelnika, to nie tylko
wyciskającą łzy romantyczna powiastka, ale w pewnym sensie apel młodzieży
zmagającej się z chorobą; „pozwólcie nam żyć normalnie, bo my jesteśmy normalnymi ludźmi i też mamy prawo do
szczęścia”.
Tak jak się spodziewałam, nie
było mi łatwo czytać tę książkę. I nie było łatwo o niej napisać. Ale nie
żałuję. Z pewnością pozostanie ona w mojej pamięci, aczkolwiek raczej już do
nie wrócę, podobnie jak do „Love story”, które oglądałam
raz i wystarczy. Jeżeli natomiast Wy, lubicie książki o miłości, przy których można sobie popłakać, zachęcam, bo jest to jedna z ciekawszych pozycji w tej kategorii.
Wyzwania: Czytam literaturę amerykańską
A może zainteresuje Was też:
> Informacje o autorze:
http://pl.wikipedia.org/wiki/John_Green_%28autor%29
http://johngreenbooks.com/
> ekranizacja:
http://www.filmweb.pl/search?q=gwiazd+naszych+
> i coś do posłuchania:
Czytałam książkę. Zrobiła na mnie wielkie wrażenie. Muszę teraz obejrzeć film :)
OdpowiedzUsuńI u Ciebie też ta książka. Teraz to chyba jako jedyna jej jeszcze nie przeczytałam.
OdpowiedzUsuńTeż mimo tylu pozytywnych opini wciąż boje się przeczytać tą książkę.
OdpowiedzUsuńPiękna historia i dobra recenzja :) Ja dałam wyższą ocenę :D
OdpowiedzUsuńTeż przeczytałam już chyba ze sto recenzji tej książki i ciągle mam na nią ochotę. Myślę, że powinna mi się spodobać, bo lubię od czasu do czasu popłakać nad lekturą.
OdpowiedzUsuńCzytałam tę powieść w okolicach jej premiery. Podobała mi się. Do dziś mam ją na półce. Z chwilą, w której ją przeczytałam, uznałam, że to jedna z książek, których nigdy nie wypuszczę ze swych półek. Dziś mój stosunek do tej historii uległ lekkiej zmianie i coś czuję, że więcej do tej książki nie wrócę. Bo i po co? Przecież ją doskonale znam.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie brakowało emocji, które towarzyszą takim historiom. Temat ciekawy, przekaz jak najbardziej dostrzegalny, tylko podanie niekoniecznie. Film bardziej mnie wzruszył niż książka, co mi się nigdy nie zdarza. Pierwowzór oceniam bardzo nisko, adaptację wysoko. Jednak widzę potencjał. :)
OdpowiedzUsuńA ja jestem w tej mniejszości - nie czytałam i wcale nie jestem pewna, że przeczytam :) (mimo tylu wspaniałych recenzji)
OdpowiedzUsuń