(„The Three”)
Sarah Lotz
Przekład: Arkadiusz Nakoniecznik
Wydawnictwo Akurat
Warszawa 2014
ISBN 978-83-7758-701-0
Str. 479
Moja ocena 3,5/6
Czy jest jeszcze ktoś, kto nie
wie o czym jest ta książka? Krótko, dla przypomnienia. Jednego dnia w czterech różnych częściach świata dochodzi do czterech katastrof lotniczych. Z trzech z
nich niemal bez szwanku wychodzi troje dzieci, w czwartej nikt nie ocalał. Ale
czy na pewno?
Uczestniczka jednej z tych
tragedii, amerykanka, tuż przed śmiercią wysyła wiadomość, która dociera do
pewnego pastora. Ta wiadomość staje się punktem zapalnym wielu teorii
spiskowych. Rozpoczyna się nagonka na ocalałe dzieci. Znak od Boga zwiastujący
koniec świata? Obcy najeźdźcy? Może jednak zwykły przypadek? Spekulacji jest
coraz więcej, do głosu dochodzą bezwzględni manipulatorzy, którym zależy przede
wszystkim na władzy i rozgłosie. Wśród ludzi rodzi się chaos i zamieszanie.
Dochodzi do coraz bardziej niebezpiecznych sytuacji. Świat żyje tajemnicą
Trojga, oraz próbą odnalezienia czwartego dziecka.
„Troje” to książka w książce.
Całą historię poznajemy bowiem dzięki „dziełu” amerykańskiej dziennikarki,
Elspeth Martins, które składa się z wywiadów, zapisów rozmów, dokumentów,
zeznań świadków opisywanych wydarzeń. Stąd też powieść Lotz nie ma jednej
zbitej fabuły, ale składa się właśnie z wyżej wymienionych elementów.
Nie będę owijać w bawełnę.
Spodziewałam się po tej książce więcej niż dostałam. Na pewno urzekła mnie strona
graficzna. Czarna, tajemnicza książka obiecywała oryginalną, nietuzinkową
powieść, jakiej jeszcze nie miałam okazji poznać. W pewnym sensie to by się
zgadzało. Przede wszystkim nieszablonowa forma treści, według mnie pomysł bardzo
dobry. Czytać zaczęłam z wielkim entuzjazmem, który jednak dość szybko mnie
opuścił. Właściwie przez wszystkie 479 stron, czułam się niczym w piosence
Maanamu; „falowanie i spadanie, falowanie
i spadanie...”. Niektóre fragmenty ożywiały (w pewnym momencie pojawiła się
nawet gęsia skórka, niestety na krótko), a inne nudziły. W końcu dobrnęłam do
finału, i co? No właśnie i nic. Zakończenie też nie było spektakularne.
Zadałam sobie pytanie, o czym w
ogóle jest ta książka? Wyszło mi, że o tym, na co niemal każdego dnia natykamy
się włączając serwisy informacyjne, przeglądając internet, czy gazety, a już
zwłaszcza kiedy wydarzy się większa tragedia. Pojawiają się przeróżni szaleńcy,
najrozmaitsze teorie, osoby pragnące wzbogacić się na ludzkim strachu i nieszczęściu,
oraz żądni sensacji przedstawiciele mediów. Taki już ten nasz świat jest i to w
swojej powieści przedstawiła Sarah Lotz. Potencjał ogromny, mogłaby to być historia
potężnie działająca na wyobraźnię. I tego właśnie oczekiwałam, zwłaszcza po
książce, która miała taki „pijar”. Na moją wyobraźnię jednak nie zadziałało.
To tyle mojego marudzenia na
temat „Trojga”. Na pewno jest to jakaś innowacja, odmiana od tradycyjnych
powieści. W dodatku warto przeczytać chociażby po to, żeby uzmysłowić sobie
jaka psychoza potrafi czasem ogarnąć świat, jak łatwo jest manipulować opinią
publiczną i do czego takie działania mogą doprowadzić. Jeśli więc ktoś ma
ochotę spróbować, bardzo proszę. Być może odbierzecie tą historię zupełnie
odmiennie niż ja i poczujecie się usatysfakcjonowani, czego szczerze życzę.
Czytałam o tej książce naprawdę wiele dobrego, w dodatku to piękne wydanie!, i bardzo chciałam przeczytać tę książkę. I trochę mnie zmartwiłaś... Szkoda, że książka Cię nie zachwyciła:(
OdpowiedzUsuńKsiążka już czeka na mojej półce. Niebawem się za nią zabieram. Liczę na oryginalną i wciągającą historię.
OdpowiedzUsuńKsiążka zachwyca już samą oprawą, ale również spodziewałam się czegoś więcej, no ale może to kwestia gustu i mi bardziej przypadnie do gustu, zobaczymy, bo mam ogromną ochotę na tą książkę :D
OdpowiedzUsuńMam w planach tę książkę. Opinie na jej temat są rozbieżne, ciekawa jestem, jak spodoba się mnie :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się wydanie i pomysł na książkę świetnie, ale również wyłapałam kilka (mało :)) nużących momentów. Ale niezaprzeczalnie, jest to książka nietuzinkowa, która pozostaje w pamięci na długo. :)
OdpowiedzUsuńW tym momencie spodziewam się po tej książce bardzo dużo, więc gdzieś tam jednak nastawiam się też na pewne rozczarowanie. A może poczekam jeszcze trochę, żeby emocje nieco opadły? Sama nie wiem, ale nie ulega wątpliwości fakt, że bardzo chcę poznać tę historię :)
OdpowiedzUsuńTak wszędzie ją chwalą. Chyba najwyższy czas zapoznać się z nią.
OdpowiedzUsuńMiałam ogromną chętkę na tę książkę i nadal mama. Ale postaram się podjeść do niem bez emocji :)
OdpowiedzUsuńPiszesz, że to znana, reklamowana książka, a ja nic o niej nie słyszałam. :) I chociaż bardzo lubię efekt "książki w książce", jak to ujęłaś, chyba nie będę się w najbliższym czasie za nią rozglądać.
OdpowiedzUsuń:/ A miałam nadzieję na coś lepszego... Trochę mnie niepokoi to ciągłe przeplatanie nudy z czymś ciekawym, zwłaszcza jeśli ta druga opcja trwa krótko. Jeśli nawet zakończenie nie jest godne uwagi, to nie jestem już taka pewna tej książki...
OdpowiedzUsuńZaczęłam ją czytać i... się poddałam, więc doskonale cię rozumiem. Dlatego oddałam ją w konkursie :)
OdpowiedzUsuń