czwartek, 21 lipca 2016

Shantaram - Gregory David Roberts

Tłumaczenie Maciej Mazan
Wydawnictwo Świat Książki
Str. 688
Moja ocena 4,5/6




Kolejny " krzyczący" tytuł, powieść o której dopiero co było głośno, hit, bestseller, książka życia. "Shantaram" - tajemniczy, egzotyczny tytuł, piękna, kolorowa okładka, orientalny klimat. Do tego doskonała rekomendacja samego Jonathana Carrolla i gros pozytywnych recenzji w sieci. Czy można się oprzeć? Nie. Te wszystkie czynniki razem wzięte, wrzucone do jednego kosza  i wymieszane zadziałały jak magnes na moją osobę. Nie dałam rady się oprzeć, mimo wewnętrznym ostrzeżeniom, że przecież nie mam teraz czasu na tak opasłe tomiszcze, że się na długi czas zablokuję, a tyle fajnych nowych tytułów zawitało do mnie ostatnio. Nic nie pomagało, żadne tłumaczenia. Wzięłam, przeczytałam, i niniejszym prezentuję moje subiektywne odczucia.

"Shantaram" to historia zbiegłego więźnia, którego los rzuca do Indii, a konkretnie do Bombaju. Pozbawiony przeszłości i tożsamości bohater musi odbudować swoje życie w miejscu tak różnym od tego, które znał. Inna kultura, inni ludzie, język, religia. Nawet zupełnie odmienne prawa ulicy. I w tej nieznanej rzeczywistości naszemu bohaterowi przyjdzie rozprawić się z własnym sumieniem. Tu pozna przyjaciół i wrogów. Spotka miłość. Stanie sie bohaterem dla biednych mieszkańców Bombaju oraz narzędziem w rękach mafii.

"Shantaram" to faktycznie niesamowita historia. Do tego oparta na autentycznych przeżyciach autora. Barwna i egzotyczna jak same Indie. Brutalna i bezwzględna.  A chwilami zabawna, delikatna, efemeryczna.

Powieść Robertsa urzeka swym klimatem. Chociaż w głównej mierze autor podsuwa czytelnikowi pod nos brudne, ubogie, chore, zgniłe opary indyjskich dzielnic, to jednak, robi to w taki sposób, że nie odstręcza, a przeciwnie, zachęca żeby zobaczyć wszystko na własne oczy. I wrażenie trochę takie jest, jakbyś towarzyszył głównemu bohaterowi na każdym kroku. Stał tuż za jego plecami, patrzył jego oczami, oddychał jego płucami, słyszał jego uszami, smakował jego ustami, dotykał jego palcami.

"Shantaram" to przede wszystkim opowieść o ludziach, ich uczuciach, wyznawanych wartościach, różnicach kulturowych i związanych z tym sytuacji. Do tego bogata w cały wachlarz sentencji, przemyśleń, prawd opisujących egzystencję człowieka. 
"Wszyscy podjęliśmy się ogromnej odpowiedzialności i uciążliwych obowiązków, lecz nikt się nie wahał. To typowe dla ludzkiej natury, że często najlepsze cechy, które w kryzysie ujawniają się szybko, trudno znaleźć w czasach dobrobytu. Wszystkie nasze cnoty nabierają kształtu w walce."
Prawdziwe, zgadzacie się? A podobnych stwierdzeń i refleksji znajdziecie tu dużo więcej. Zapewne niejednokrotnie w trakcie lektury pomyślicie, jak Roberts trafnie ujmuje rzeczywistość świata i rządzących nim praw.

W skrócie, porządna proza pełna ciekawych scen i naładowana emocjami różnego gatunku. Wszystko to zapewne sprawiło, że "Shantaram" odniosła taki sukces.  Ale, ponieważ nie byłabym sobą, gdyby nie pomarudziła trochę, to teraz pozwolę sobie ponarzekać i mam nadzieję, że zagorzali fani tej powieści nie pożrą mnie żywcem.

Wiecie, kiedy czytam tak opasłe tomiszcze zapisane drobnym druczkiem, to chcę, inaczej, wymagam, żeby każda z tych stron, każde zdanie i każda literka trzymała mnie przy niej mocnymi więzami. Jeśli więc zaczynam natykać się na nieco rozciągniętą i przy tym nudnawą rozprawkę filozoficzną, zaczynam odczuwać  zmęczenie i irytację. A znalazło się kilka fragmentów, które mnie nużyły do tego stopnia, że zastanawiałam się nawet czy nie odłożyć książki na półkę, bo żałowałam czasu, który mogłabym poświęcić innej lekturze. Ale dałam radę. W sumie, jeżeli byłam już grubo za połową, to głupio byłoby się poddać, prawda? Doczytałam do końca i jestem dumna z tego osiągnięcia. Tak to już bywa że w tej samej powieści jeden aspekt mnie zachwyca inny odrzuca. O sukcesie mogę mówić wtedy gdy ten pierwszy przeważa nad drugim. Niby nic nadzwyczajnego, normalna sprawa, która jednak zwłaszcza przy tak obszernych powieściach odgrywa zasadniczą rolę.

Ach, jeszcze jeden drobny, ale to naprawdę drobniusieńki, taki czepialski strasznie, minusik za to polubienia przez bohatera niemal wszystkich od pierwszego wejrzenia. Serio? Nawet najbardziej podejrzanych typów?

Czy zatem będę polecać "Shantaram" każdemu? Nie, na pewno nie. Ta książka wymaga absolutnego i całkowitego poświęcenia wielu chwil, dni, może nawet tygodni (w zależności jak szybko się czyta, w moim przypadku trwało to dwa tygodnie) na przeczytanie, zrozumienie, polubienie. Jeżeli wiec nie jesteście zainteresowani zupełnemu oddaniu jednej lekturze na dłużej, może powinniście odpuścić. Natomiast wszystkim pozostałym, polecam, bo to wartościowa, inteligentna powieść o orientalnym klimacie pełna nagłych zwrotów akcji. Ciekawostka na polu czytelniczym, choć gruba i zapisana drobnym druczkiem :).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj
Cieszę się, że zaglądasz. Rozgość się tutaj. Wpadaj częściej. Komentuj.
Bądź na bieżąco, polub mój profil na facebook'u i instagramie.