(„Cell”)
Stephen King
Przekład: Zbigniew A.
Królicki
Wydawnictwo Albatros
Warszawa 2007
ISBN
978-83-7359-432-6
Str. 427
Moja ocena 4/6
Ręka do góry, kto nie posiada
telefonu komórkowego? Jeżeli ktoś się zgłosił, zapewne jest w mniejszości. Ma
je niemal każdy, bez względu na wiek, płeć, pochodzenie. Dawniej, służyły
głównie do rozmowy lub przesyłania krótkich wiadomości. Dzisiaj mogą już prawie
wszystko. Stephen King, który sam podobno owego gadżetu nie posiada, rozejrzał
się pewnego dnia po tym „zakomórkowanym” świecie i co zrobił? Stworzył kolejną
powieść grozy, w której motywem przewodnim stały się, a jakże, komórki.
„Zjawisko nazwane później Pulsem rozpoczęło się pierwszego października o 15.03 czasu wschodnioamerykańskiego. Oczywiście nazwa ta była niewłaściwa, ale w ciągu następnych dziesięciu godzin większość uczonych mogących tego dowieść umarła albo postradała zmysły. Poza tym nazwa nie była aż tak istotna. Ważne były skutki.”
Ten dzień nie zapowiadał niczego
złego. Dla Clay’a Riddell’a, wręcz przeciwnie, rozpoczął się bardzo pozytywnie.
Młody rysownik podpisał intratny kontrakt na wydanie nowego komiksu. Właśnie
rozmyślał o chwili kiedy przekaże tą radosną nowinę żonie i dwunastoletniemu
synkowi, kiedy dookoła zaczęły się rozgrywać sceny niczym z horroru. Dotąd
spokojni, uśmiechnięci, zajęci swoimi sprawami ludzie, w jednej chwili rzucili
się sobie do gardeł, walczyli, rozszarpywali każdego w pobliżu. Inni zupełnie
stracili poczucie rzeczywistości, kręcąc się bez celu nie wiedząc gdzie są ani
kim są. Wszyscy dosłownie przed chwilą po prostu korzystali z telefonów
komórkowych.
Clay wraz z poznanymi w tych
przerażających okolicznościach, Tomem i Alice, rozpoczynają walkę o przeżycie.
Wspólnie wyruszają w drogę, w trakcie której czeka ich wiele mrożących krew w
żyłach przygód. W czasie wyprawy napotykają innych uchodźców, oraz kolejne
stada rządnych krwi „komórkowych zombie”, które wydają się ewoluować i stają
się coraz groźniejsze. Wkrótce bohaterowie postanawiają podjąć walkę z wrogiem,
co ściąga na nich jeszcze większe zagrożenie. W międzyczasie próbują zrozumieć
sytuację, ogarnąć myślami co się stało, kto jest za to odpowiedzialny i czy istnieje
miejsce na ziemi, gdzie będą bezpieczni? Ponadto Clay nie może przestać myśleć
o swojej rodzinie, która również mogła paść ofiarą tajemniczego Pulsu.
Kolejna apokaliptyczna wizja
końca świata stworzona przez Mistrza. Czy raczej końca świata, jaki znamy. Początek
przywodził mi na myśl typowe historie o zombie; żywe trupy, pałętające się po
mieście i zawodzące o „móóóóózgach”. Niekoniecznie mój klimat. Ale naturalnie
King nie był by Kingiem, gdyby wypuścił spod pióra taki banał, prawda? Dlatego
właśnie w „Komórce” nie ma wstających z grobu zmarłych, ale ludzkie istoty z
totalnie „zrestartowanym dyskiem”. I co? I do głosu dochodzą pierwotne
instynkty. A że umysł człowieka jest nieodgadniony, nikt nie wie jak i w którą
stronę tym razem pójdzie ewolucja.
„Darwin był zbyt uprzejmy, by powiedzieć, że rządzimy Ziemią nie dlatego, że jesteśmy najinteligentniejsi czy choćby najsilniejsi, ale dlatego, że zawsze byliśmy najbardziej szalonymi i żądnymi krwi skurwielami w naszej dżungli.”
Uwielbiam ten cytat :).
Książka bardzo dobra, na pewno przypadnie
do gustu fanom Kinga. Właściwie nie zauważyłam słabych stron, choć mnie
osobiście sama tematyka nie powaliła. Po prostu jest wiele innych powieści autora,
które lubię bardziej.
Wyzwania