poniedziałek, 21 lipca 2014

Takie tam po przerwie...



Czas to coś, czego ostatnio brakuje mi najbardziej. Mój dzień od kilkunastu dni wypełniony jest co do minutki. Sytuacja ta jest spowodowana przyjściem na świat mojego drugiego maleństwa, a uwierzcie mi, mieć w domu noworodka i niespełna dwulatka... to prawdziwy hardcore :). Stąd też moja obniżona aktywność na blogu, która pewnie jeszcze przez jakiś czas będzie się utrzymywać. Przynajmniej dopóki nie wdrożę się w zupełnie nowy tryb życia.

Co z czytaniem? Cóż, zawsze jakąś chwilkę wygospodaruję, natomiast na internet czasu trochę szkoda. Poza tym łatwiej przy karmieniu czytać książkę (kolejny plus naturalnego karmienia – polecam!) niż siedzieć przed laptopem :) 

No dobrze, to szybciutko jeszcze o moich planach lekturowych na najbliższe dni:


Olga Rudnicka – „Fartowny pech”
Christopher W. Gortner – „Przysięga królowej. Historia Izabeli Kastylijskiej.”
Elżbieta Cherezińska – „Niewidzialna korona”
Zygmunt Miłoszewski – „Bezcenny”

Do tego nazbierało się kilka ciekawych ebooków. Jest co czytać.
Tymczasem wracam do moich dzieciaków i pozostałych obowiązków domowych. Do zobaczenia (przeczytania) mam nadzieję już wkrótce:).

środa, 2 lipca 2014

"Troje" - Sarah Lotz



„TROJE”
(„The Three”)
Sarah Lotz
Przekład: Arkadiusz Nakoniecznik
Wydawnictwo Akurat
Warszawa 2014
ISBN 978-83-7758-701-0
Str. 479
Moja ocena 3,5/6

Czy jest jeszcze ktoś, kto nie wie o czym jest ta książka? Krótko, dla przypomnienia. Jednego dnia w czterech różnych częściach świata dochodzi do czterech katastrof lotniczych. Z trzech z nich niemal bez szwanku wychodzi troje dzieci, w czwartej nikt nie ocalał. Ale czy na pewno?

Uczestniczka jednej z tych tragedii, amerykanka, tuż przed śmiercią wysyła wiadomość, która dociera do pewnego pastora. Ta wiadomość staje się punktem zapalnym wielu teorii spiskowych. Rozpoczyna się nagonka na ocalałe dzieci. Znak od Boga zwiastujący koniec świata? Obcy najeźdźcy? Może jednak zwykły przypadek? Spekulacji jest coraz więcej, do głosu dochodzą bezwzględni manipulatorzy, którym zależy przede wszystkim na władzy i rozgłosie. Wśród ludzi rodzi się chaos i zamieszanie. Dochodzi do coraz bardziej niebezpiecznych sytuacji. Świat żyje tajemnicą Trojga, oraz próbą odnalezienia czwartego dziecka.

„Troje” to książka w książce. Całą historię poznajemy bowiem dzięki „dziełu” amerykańskiej dziennikarki, Elspeth Martins, które składa się z wywiadów, zapisów rozmów, dokumentów, zeznań świadków opisywanych wydarzeń. Stąd też powieść Lotz nie ma jednej zbitej fabuły, ale składa się właśnie z wyżej wymienionych elementów.

Nie będę owijać w bawełnę. Spodziewałam się po tej książce więcej niż dostałam. Na pewno urzekła mnie strona graficzna. Czarna, tajemnicza książka obiecywała oryginalną, nietuzinkową powieść, jakiej jeszcze nie miałam okazji poznać. W pewnym sensie to by się zgadzało. Przede wszystkim nieszablonowa forma treści, według mnie pomysł bardzo dobry. Czytać zaczęłam z wielkim entuzjazmem, który jednak dość szybko mnie opuścił. Właściwie przez wszystkie 479 stron, czułam się niczym w piosence Maanamu; „falowanie i spadanie, falowanie i spadanie...”. Niektóre fragmenty ożywiały (w pewnym momencie pojawiła się nawet gęsia skórka, niestety na krótko), a inne nudziły. W końcu dobrnęłam do finału, i co? No właśnie i nic. Zakończenie też nie było spektakularne. 

Zadałam sobie pytanie, o czym w ogóle jest ta książka? Wyszło mi, że o tym, na co niemal każdego dnia natykamy się włączając serwisy informacyjne, przeglądając internet, czy gazety, a już zwłaszcza kiedy wydarzy się większa tragedia. Pojawiają się przeróżni szaleńcy, najrozmaitsze teorie, osoby pragnące wzbogacić się na ludzkim strachu i nieszczęściu, oraz żądni sensacji przedstawiciele mediów. Taki już ten nasz świat jest i to w swojej powieści przedstawiła Sarah Lotz. Potencjał ogromny, mogłaby to być historia potężnie działająca na wyobraźnię. I tego właśnie oczekiwałam, zwłaszcza po książce, która miała taki „pijar”. Na moją wyobraźnię jednak nie zadziałało.

To tyle mojego marudzenia na temat „Trojga”. Na pewno jest to jakaś innowacja, odmiana od tradycyjnych powieści. W dodatku warto przeczytać chociażby po to, żeby uzmysłowić sobie jaka psychoza potrafi czasem ogarnąć świat, jak łatwo jest manipulować opinią publiczną i do czego takie działania mogą doprowadzić. Jeśli więc ktoś ma ochotę spróbować, bardzo proszę. Być może odbierzecie tą historię zupełnie odmiennie niż ja i poczujecie się usatysfakcjonowani, czego szczerze życzę.