wtorek, 26 kwietnia 2016

Magia fotografii analogowej, czyli czy coś z tej kliszy wyszło?

Moje wspomnienia z ciemni fotograficznej (tzn. szczelnie zamkniętej łazienki) sięgają zamierzchłych czasów, kiedy to dzieckiem będąc, podglądałam pracę taty w tym temacie. Porozwieszane na sznurkach mokre zdjęcia, dziwnie sprzęty dookoła (i ten żal, że nie pozwolono mi się nimi bawić) i przede wszystkim nie dający się z niczym pomylić zapach chemikaliów. Niestety kiedy byłam już trochę większa, tata zaprzestał samodzielnego wywoływania zdjęć.
Nie spodziewałam się, że ten temat jeszcze do mnie wróci. I, że tym razem sama będę miała okazję przeprowadzić proces tworzenia zdjęcia od początku do końca. Zapewne niewiele osób dziś w dobie cyfrówek, o tym myśli.
Aż zapisałam się na kurs fotograficzny, na którym w niewielkim stopniu, ale zawsze, miałam okazję poczuć to na własnej skórze i powiem Wam jedno, MAGIA.
Ta chwila, kiedy wrzucasz czysty, biały prostokąt do kuwety z wywoływaczem i nagle z nicości pojawia się obraz. Nieidealny, za ciemny, za jasny, nieostry. Ale mój. Mój własny, całkowicie i niezaprzeczalnie. Zakochałam się w tym i bardzo chcę to jeszcze powtórzyć.
Zapytam taty, może jeszcze coś z dawnych lat gdzieś zostało...

Wyszło, nie wyszło. Pamiątka jest a i ogromna zachęta na przyszłość. (Godziny na zdjęciu nie będę komentować :
Warszawa w stylu retro by Magda ;)

 
 


Tego "kiczu" też nie mogło zabraknąć :)

 To tyle. Masakra, nie? :P Ale moje! Chociaż PKiN, mimo że nieostry, nawet mi się podoba.
Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieli okazję spróbować samodzielnie wywołać kliszę, którą wcześniej zapełniliście własnymi zdjęciami, zachęcam. Fajna sprawa.

A w następnym poście wracam już do mojej cyfrówki i przedstawię Wam miejsce w województwie łódzkim, do którego chętnie wracam.
Zapraszam!!!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Witaj
Cieszę się, że zaglądasz. Rozgość się tutaj. Wpadaj częściej. Komentuj.
Bądź na bieżąco, polub mój profil na facebook'u i instagramie.